Europa,
Jeśli spojrzeć na mapę, na południe od Whitby znajduję się Zatoka Robin Hooda. Odwiedziłam ją w drodze z Whitby. Po prostu nie mogłam sobie podarować miejsca o tak wdzięcznie brzmiącej nazwie. W dniu w którym tam zawitaliśmy, było słonecznie i wakacyjnie, a miejsce roiło się od turystów i poszukiwaczy skamieniałości. Duże wrażenie zrobiła na mnie wielkość zatoki, piękny kolor morza i brązowe klify. Kiedy zeszło się niżej, stało się jasne, że spacer po mokrych, pokrytych morskim zielskiem kamieniach będzie nie lada wyczynem. I był! Było jednak warto!
Nad zatoką znajduje się niewielka wioska, o historii sięgającej wielu wieków wstecz. Peryferyjność zatoki powodowała, że mieszkańcy przez stulecia byli zdani tylko i wyłącznie na siebie, a ich głównym źródłem utrzymania było rybołówstwo. W czasach Henryka VIII było tam 20 łodzi, a wielu jej mieszkańców miało prawdopodobnie wśród przodków Wikingów. W XIX wieku wraz z pojawieniem się kolei odkryto turystyczne walory miejsca. I tak pozostało do dzisiaj, ponieważ dzisiaj Robin Hood Bay to przede wszystkim turystyczna perełka, oddalona od utartych szlaków.
Tak naprawdę nie wiadomo skąd się wzięła nazwa Robin Hood. Jest mnóstwo legend. Jedna z nim mówi, że słynny złodziej miał w zatoce łodzie i kiedy w lesie Sherwood robiło się "za gorąco" uciekał na kontynent. Inna legenda wspomina, że Robin Hood zatrzymał się tam i stąd wzięła się nazwa. Ja mam wrażenie, że obydwie są wątpliwej wiarygodności. Niemniej dzięki swej nazwie, zatoka pięknie wyróżnia się na mapie spośród innych zatok.
Będąc tam pospacerowaliśmy po brązowej plaży, która z punktu widzenia fanów bikini i ręczników przedstawiała marną wartość. Dla mnie (a nie lubię plażowania) miejsce miało zachwycającą kolorystykę i piękne krajobrazy. Z jednym małym felerem, w dniu w którym byliśmy dopisała nie tylko pogoda, ale turyści. Także ciche z reguły miejsce zamieniło się w nazwijmy to "polskie lasy w szczycie grzybobrania". Jedynie ludzie nie zbierali grzybów, a morskie żyjątka, albo szukali skamieniałości.
Jednak i tak było warto tam pojechać.
viki_on_line
Wpis pochodzi z bloga zwiedzaniewyspy.blox.pl
I
[mappress mapid="99"]
Tajemnicza Zatoka Robin Hooda
Jeśli spojrzeć na mapę, na południe od Whitby znajduję się Zatoka Robin Hooda. Odwiedziłam ją w drodze z Whitby. Po prostu nie mogłam sobie podarować miejsca o tak wdzięcznie brzmiącej nazwie. W dniu w którym tam zawitaliśmy, było słonecznie i wakacyjnie, a miejsce roiło się od turystów i poszukiwaczy skamieniałości. Duże wrażenie zrobiła na mnie wielkość zatoki, piękny kolor morza i brązowe klify. Kiedy zeszło się niżej, stało się jasne, że spacer po mokrych, pokrytych morskim zielskiem kamieniach będzie nie lada wyczynem. I był! Było jednak warto!
Nad zatoką znajduje się niewielka wioska, o historii sięgającej wielu wieków wstecz. Peryferyjność zatoki powodowała, że mieszkańcy przez stulecia byli zdani tylko i wyłącznie na siebie, a ich głównym źródłem utrzymania było rybołówstwo. W czasach Henryka VIII było tam 20 łodzi, a wielu jej mieszkańców miało prawdopodobnie wśród przodków Wikingów. W XIX wieku wraz z pojawieniem się kolei odkryto turystyczne walory miejsca. I tak pozostało do dzisiaj, ponieważ dzisiaj Robin Hood Bay to przede wszystkim turystyczna perełka, oddalona od utartych szlaków.
Tak naprawdę nie wiadomo skąd się wzięła nazwa Robin Hood. Jest mnóstwo legend. Jedna z nim mówi, że słynny złodziej miał w zatoce łodzie i kiedy w lesie Sherwood robiło się "za gorąco" uciekał na kontynent. Inna legenda wspomina, że Robin Hood zatrzymał się tam i stąd wzięła się nazwa. Ja mam wrażenie, że obydwie są wątpliwej wiarygodności. Niemniej dzięki swej nazwie, zatoka pięknie wyróżnia się na mapie spośród innych zatok.
Będąc tam pospacerowaliśmy po brązowej plaży, która z punktu widzenia fanów bikini i ręczników przedstawiała marną wartość. Dla mnie (a nie lubię plażowania) miejsce miało zachwycającą kolorystykę i piękne krajobrazy. Z jednym małym felerem, w dniu w którym byliśmy dopisała nie tylko pogoda, ale turyści. Także ciche z reguły miejsce zamieniło się w nazwijmy to "polskie lasy w szczycie grzybobrania". Jedynie ludzie nie zbierali grzybów, a morskie żyjątka, albo szukali skamieniałości.
Jednak i tak było warto tam pojechać.
viki_on_line
Wpis pochodzi z bloga zwiedzaniewyspy.blox.pl
I
[mappress mapid="99"]
0 comments: