Bali,

Indonezja | Bali czy Lombok. Jaką wyspę wybrać

26.5.23 mm 0 Comments

Słońce. Dużo słońca. I plaże w odcieniu delikatnego różu albo czarnego wulkanicznego piasku. Na Lombok każdy dostanie to, na co ma ochotę.

 

Wakacje na Bali to więcej niż urlop pod palmami. To fakt, z którym trudno dyskutować. Świątynie, cuda natury, dzieła sztuki, barwne stroje i egzotyczne święta z miejsca przekonują, że niewielka indonezyjska wyspa to tak naprawdę inna planeta. Jest jednak jeden kłopot - na Bali robi się coraz ciaśniej. Trudno powiedzieć, kto temu zawinił. Moim zdaniem skutecznie rozreklamowała wyspę Julia Roberts w filmie "Jedz, módl się, kochaj". A może nie mam racji? Tak czy inaczej, warto poszukać tego, co autentyczne i niezdeptanie przez rzesze ciekawych, jak wygląda raj. Idealnym miejscem na tego typu odkrycie jest pobliski Lombok, cichy, spokojny, w stu procentach lokalny. Bywa też biedny, ale zawsze ciepły i gościnny. I jedno jest tu pewne - można w spokoju cieszyć się przyrodą. Wyspa-cukiereczek i jak mawiają znawcy tematu "to takie Bali 20 lat temu". Jeśli mają rację, lepiej się spieszyć. Bo kto wie, jak będzie wyglądał ten skrawek ziemi za dwie dekady?

fot.indonesia. travel

Spotkanie z delfinami

 
Lombok jest mniej komercyjny i bardziej kameralny niż pozostałe indonezyjskie turystyczne hity. Nie ma tak rozwiniętej infrastruktury, tylu atrakcji i tak barwnej kultury jak pobliskie Bali, za to ma ładniejsze plaże, mniej komercyjny charakter i z popularności sąsiadki chętnie korzysta. I co najważniejsze - łatwo się tu dostać. Na Lombok znajduje się bowiem lotnisko posiadające połączenia z wieloma miastami w Indonezji. Można tu również w 6 godzin przypłynąć promem z Bali. Opcja idealna dla poszukiwaczy pięknych widoków i spotkania z delfinami. Wystarczy mieć odrobinę szczęścia, by zobaczyć, jak popisują się akrobacjami w turkusowych falach. Z jakichś powodów ssaki te budzą we wszystkich Europejczykach wyjątkowo pozytywne emocje. Równie wielkie, jak Eden, do którego zmierzają.
Po Indonezji poruszać się należy niespiesznie i uważnie. Patrzeć na ten zalany słońcem kraj od drugiej – swojej – strony. Wtedy można zobaczyć więcej i więcej zrozumieć. Ot, choćby religię, która na Lombok jest dziwnym miksem islamu z wierzeniami animistycznymi. Na horyzoncie co rusz pojawiają się meczety. Bywa, że oddalone są od siebie o zaledwie 200 metrów. Nie ma tu więc klimatu i architektury zainspirowanej hinduizmem, która urzeka na Bali. Być może to kolejny powód, dla którego turyści nie ściągają tu tłumnie.
 
O świcie w portach nie sposób nie natknąć się na kolorowe, tradycyjne łodzie, tańczące delikatnie na falach. Bywa potwornie brudno, ale kolorowo i wyjątkowo. Codziennie nad ranem mężczyźni wypływają w błękit. Kiedy wracają, rozpoczynają się targi rybne. Od tego co znaleźli w oceanie, można dostać oczopląsu. Są tuńczyki, rekiny, red snapper’y, merliny, płaszczki, mahi mahi, krewetki…
Rybołówstwo jest tu popularne, choć wielu mieszkańców pracuje przy uprawie ryżu. Podobnie jak Bali, tarasy ryżowe tworzą tu urokliwe krajobrazy. Małe wioski przeplatają się w zielonymi tarasami obsadzonymi delikatnymi roślinami. Choć stworzone ręką człowieka, wyglądają jak cuda natury.
Między wioskami najlepiej poruszać się na skuterach. Niewielkie, zwinne maszyny pozwalają uniknąć tłumów, zatrzymać się gdzie popadnie, od czasu do czasu zboczyć z drogi i tam, gdzie asfaltowe drogi ustępują miejsca wąskim dróżką porośniętym trawą. Freestyle - tak najprościej określić można styl prowadzenia przez miejscowych. Kto pierwszy zatrąbi, ten ma pierwszeństwo.
 

W cieniu palmy

 
Lombok to plaże. W niemal wchodzących w wody oceanu barach najbardziej znanej Tanjung Aan, królują beach boysi, zawsze otoczeni wianuszkiem pięknych i młodych blond turystek. Pod palmami jest wesoło, szerokie liście dają cień, ale trzeba uważać, bo spadający kokos może zabić. Siła, z jaką uderza orzech może osiągnąć nawet jedną tonę. Zamiast więc siedzieć pod palmą, lepiej popływać. Tym bardziej, że Tanjung Aan jest idealną miejscówką do taplania się w wodzie - jest płytko i nie ma fal. Jedni bujają się tu na huśtawkach wstawionych wprost do wody, inni chlapią nogi i popijają sok z arbuza. Na bajkowym tle zobaczyć też można procesję z darami na głowach. Tak miejscowi niosą jedzenie dla bawołów. Zresztą krowy widać wszędzie. Co rusz wyłażą na ulicę, snując się leniwie, jakby bez celu. Są też na plażach, a jakże.
Mawon kusi jasnym piaskiem i lazurową wodą. Dla tych, którzy stronią od plaż wypełnionych turystami, idealna będzie Kuta, której nie należy mylić z miastem o tej samej nazwie na Bali.
Niektóre z plaż pokryte są pięknymi kawałkami koralu i nie ma w tym nic nadzwyczajnego, rafa koralowa otacza wyspy jak obrączka. Plaże na wschodnim wybrzeżu kuszą piaskiem w odcieniu lekkiego różu, co urzeka. Równie emocjonujące jest postawienie stopy na czarnym, wulkanicznym piasku, bo i takich plaż tu nie brakuje. Bywa dziko, bowiem turystyczna infrastruktura dopiero się tu rozwija, ale szkoły surfowania istnieją od dawna. Okolica Gerupuk ze skalistym nabrzeżem jest rajem dla surferów. Również Selong Belanak jest piękna i wygląda na idealne miejsce do nauki pływania na desce.

Między wyspami dwa razy dziennie pływają publiczne łodzie fot. indonesia.travel

Nurkowanie w krystalicznie czystej wodzie? Dlaczego nie? fot. indonesia.travel
Są jeszcze rajskie wyspy Gili, które przy Lombok wyglądają na mapie jak czarne kropki. Czas płynie na nich wolno, a obejście każdej z nich nie zajmuje godziny. To idealne miejsce na spędzenie nieco czasu we dwoje, albo na szaloną imprezę. Na żadnej z wysp nie ma samochodów ani motorów. Są za to knajpy, bambusowe hoteliki rozrzucone wzdłuż plaży, wille, biura turystyczne i nurkowe. Wszystko, bez czego wypoczynek jest niemożliwy. Możliwa jest za to ucieczka w oceaniczną otchłań, gdzie na nurków czekają psychodeliczne rafy, tęczowe ryby i morskie żółwie.

W pyle wulkanu

Na północy wyspy w wiosce Senaru znajdują się dwie najpiękniejsze i najbardziej popularne kaskady - Sendang Gile i Tiu Kelep, położone u podnóża majestatycznej Góry Rinjani. Wioska leży  około 2,5 godziny jazdy od Mataram fot. indonesia.travel

 Przyroda na Lombok jest genialna. Właśnie ona gra tutaj pierwsze skrzypce i ma ogromną wartość. Największą atrakcją wyspy jest dominujący w jej krajobrazie Gunung Rinjani (3726 m npm), na który można wejść w ramach dwudniowej wyprawy, choć trekking nie należy do najłatwiejszych. Na niższych partiach masywu znajdują się uprawy ryżu, fasoli, kawy, tytoniu, bawełny, cynamonu, kakao i wanilii. Wyżej swój dom mają dziki, papugi kakadu, małpy czy jelenie. To święta góra Sasaków i zarazem trzeci pod względem wysokości wulkan w Indonezji. A jak wiadomo, kraj leży w tzw. Pierścieniu Ognia. Jest tu ponad 500 wulkanów z czego ponad 130 jest wciąż aktywnych. I choć bywają zdradzieckie, śmiertelnie groźne i fascynujące, chętnych na wspinaczkę na nie brakuje. Również Rinjani potrafi pokazać swój gniew. W ubiegłym roku podczas jego erupcji obłok popiołu ze stożka sięgnął wysokości 2 km. Zagrożonych było wielu turystów, którzy postanowili zobaczyć wulkan z bliska. Było groźnie, jednak kiedy jest bezpiecznie, każdy może wejść na szczyt tego czynnego wulkanu, by zajrzeć wprost do wnętrza Ziemi. Wrażenie jest wyjątkowe. Nad kraterem stale burzą się kłęby pary, w powietrzu unosi się zapach siarki, wokół gęstnieje mgła, a wulkaniczny pył osadza się na całym ciele. Mieszkańcy wyspy przyzwyczaili się do zapachu siarki i popiołów opadających z nieba.

Na Lombok są też atrakcje, których oglądanie nie zagraża życiu. We wschodniej części wyspy znaleźć można park z oryginalnymi drzewami mahoniowymi o rudawo-brązowym kolorze. To pamiątka po holenderskich kolonistach, którzy 200 lat temu sadzili na Lombok "mahogany trees". Nie mogli się spodziewać, że te rzadkie, tropikalne drzewa po latach wyrosną na okazy mające więcej niż 50 metrowych i będą wykorzystywane do produkcji ekskluzywnych mebli.

Kraina tysiąca świątyń, uśmiechniętych ludzi, niezapomnianych wschodów słońca wyłaniających się z oceanicznych fal pozwala też rozkoszować się jedzeniem. W odróżnieniu od Jawy, nie wszystko jest tu smażone w głębokim tłuszczu, kuchnia wydaje się lżejsza i zdrowsza. Dużo tu przeróżnych curry, ryb, owoców morza i warzyw. Menu w przydrożnych restauracja nie jest zbyt bogate, ale jest tanie. Brakuje tu tylko alkoholu, który można kupić w "lepszych" restauracjach.


TdL



 

0 comments: