Bali,
Indonezja | Bali czy Lombok. Jaką wyspę wybrać
Słońce. Dużo słońca. I plaże w odcieniu delikatnego różu albo czarnego wulkanicznego piasku. Na Lombok każdy dostanie to, na co ma ochotę.
Wakacje na Bali to więcej niż urlop pod palmami. To fakt, z którym trudno dyskutować. Świątynie, cuda natury, dzieła sztuki, barwne stroje i egzotyczne święta z miejsca przekonują, że niewielka indonezyjska wyspa to tak naprawdę inna planeta. Jest jednak jeden kłopot - na Bali robi się coraz ciaśniej. Trudno powiedzieć, kto temu zawinił. Moim zdaniem skutecznie rozreklamowała wyspę Julia Roberts w filmie "Jedz, módl się, kochaj". A może nie mam racji? Tak czy inaczej, warto poszukać tego, co autentyczne i niezdeptanie przez rzesze ciekawych, jak wygląda raj. Idealnym miejscem na tego typu odkrycie jest pobliski Lombok, cichy, spokojny, w stu procentach lokalny. Bywa też biedny, ale zawsze ciepły i gościnny. I jedno jest tu pewne - można w spokoju cieszyć się przyrodą. Wyspa-cukiereczek i jak mawiają znawcy tematu "to takie Bali 20 lat temu". Jeśli mają rację, lepiej się spieszyć. Bo kto wie, jak będzie wyglądał ten skrawek ziemi za dwie dekady?
fot.indonesia. travel |
Spotkanie z delfinami
Lombok jest mniej komercyjny i bardziej kameralny niż pozostałe
indonezyjskie turystyczne hity. Nie ma tak rozwiniętej infrastruktury,
tylu atrakcji i tak barwnej kultury jak pobliskie Bali, za to ma
ładniejsze plaże, mniej komercyjny charakter i z popularności sąsiadki
chętnie korzysta. I co najważniejsze - łatwo się tu dostać. Na Lombok
znajduje się bowiem lotnisko posiadające połączenia z wieloma miastami w
Indonezji. Można tu również w 6 godzin przypłynąć promem z Bali. Opcja
idealna dla poszukiwaczy pięknych widoków i spotkania z delfinami.
Wystarczy mieć odrobinę szczęścia, by zobaczyć, jak popisują się
akrobacjami w turkusowych falach. Z jakichś powodów ssaki te budzą we
wszystkich Europejczykach wyjątkowo pozytywne emocje. Równie wielkie,
jak Eden, do którego zmierzają.
Po Indonezji poruszać się należy niespiesznie i uważnie. Patrzeć na ten zalany słońcem kraj od drugiej – swojej – strony. Wtedy można zobaczyć więcej i więcej zrozumieć. Ot, choćby religię, która na Lombok jest dziwnym miksem islamu z wierzeniami animistycznymi. Na horyzoncie co rusz pojawiają się meczety. Bywa, że oddalone są od siebie o zaledwie 200 metrów. Nie ma tu więc klimatu i architektury zainspirowanej hinduizmem, która urzeka na Bali. Być może to kolejny powód, dla którego turyści nie ściągają tu tłumnie.
Po Indonezji poruszać się należy niespiesznie i uważnie. Patrzeć na ten zalany słońcem kraj od drugiej – swojej – strony. Wtedy można zobaczyć więcej i więcej zrozumieć. Ot, choćby religię, która na Lombok jest dziwnym miksem islamu z wierzeniami animistycznymi. Na horyzoncie co rusz pojawiają się meczety. Bywa, że oddalone są od siebie o zaledwie 200 metrów. Nie ma tu więc klimatu i architektury zainspirowanej hinduizmem, która urzeka na Bali. Być może to kolejny powód, dla którego turyści nie ściągają tu tłumnie.
O świcie w portach nie sposób nie natknąć się na kolorowe, tradycyjne
łodzie, tańczące delikatnie na falach. Bywa potwornie brudno, ale
kolorowo i wyjątkowo. Codziennie nad ranem mężczyźni wypływają w błękit.
Kiedy wracają, rozpoczynają się targi rybne. Od tego co znaleźli w
oceanie, można dostać oczopląsu. Są tuńczyki, rekiny, red snapper’y,
merliny, płaszczki, mahi mahi, krewetki…
Rybołówstwo jest tu popularne, choć wielu mieszkańców pracuje przy
uprawie ryżu. Podobnie jak Bali, tarasy ryżowe tworzą tu urokliwe
krajobrazy. Małe wioski przeplatają się w zielonymi tarasami obsadzonymi
delikatnymi roślinami. Choć stworzone ręką człowieka, wyglądają jak
cuda natury.
Między wioskami najlepiej poruszać się na skuterach. Niewielkie, zwinne
maszyny pozwalają uniknąć tłumów, zatrzymać się gdzie popadnie, od czasu
do czasu zboczyć z drogi i tam, gdzie asfaltowe drogi ustępują miejsca
wąskim dróżką porośniętym trawą. Freestyle - tak najprościej określić
można styl prowadzenia przez miejscowych. Kto pierwszy zatrąbi, ten ma
pierwszeństwo.
W cieniu palmy
Lombok to plaże. W niemal wchodzących w wody oceanu barach najbardziej
znanej Tanjung Aan, królują beach boysi, zawsze otoczeni wianuszkiem
pięknych i młodych blond turystek. Pod palmami jest wesoło, szerokie
liście dają cień, ale trzeba uważać, bo spadający kokos może zabić.
Siła, z jaką uderza orzech może osiągnąć nawet jedną tonę. Zamiast więc
siedzieć pod palmą, lepiej popływać. Tym bardziej, że Tanjung Aan jest
idealną miejscówką do taplania się w wodzie - jest płytko i nie ma fal.
Jedni bujają się tu na huśtawkach wstawionych wprost do wody, inni
chlapią nogi i popijają sok z arbuza. Na bajkowym tle zobaczyć też można
procesję z darami na głowach. Tak miejscowi niosą jedzenie dla bawołów.
Zresztą krowy widać wszędzie. Co rusz wyłażą na ulicę, snując się
leniwie, jakby bez celu. Są też na plażach, a jakże.
Mawon kusi jasnym piaskiem i lazurową wodą. Dla tych, którzy stronią od
plaż wypełnionych turystami, idealna będzie Kuta, której nie należy
mylić z miastem o tej samej nazwie na Bali.
Niektóre z plaż pokryte są pięknymi kawałkami koralu i nie ma w tym nic
nadzwyczajnego, rafa koralowa otacza wyspy jak obrączka. Plaże na
wschodnim wybrzeżu kuszą piaskiem w odcieniu lekkiego różu, co urzeka.
Równie emocjonujące jest postawienie stopy na czarnym, wulkanicznym
piasku, bo i takich plaż tu nie brakuje. Bywa dziko, bowiem turystyczna
infrastruktura dopiero się tu rozwija, ale szkoły surfowania istnieją od
dawna. Okolica Gerupuk ze skalistym nabrzeżem jest rajem dla surferów.
Również Selong Belanak jest piękna i wygląda na idealne miejsce do nauki
pływania na desce.
Między wyspami dwa razy dziennie pływają publiczne łodzie fot. indonesia.travel |
Nurkowanie w krystalicznie czystej wodzie? Dlaczego nie? fot. indonesia.travel |
Są jeszcze rajskie wyspy Gili, które przy Lombok wyglądają na mapie jak
czarne kropki. Czas płynie na nich wolno, a obejście każdej z nich nie
zajmuje godziny. To idealne miejsce na spędzenie nieco czasu we dwoje,
albo na szaloną imprezę. Na żadnej z wysp nie ma samochodów ani motorów.
Są za to knajpy, bambusowe hoteliki rozrzucone wzdłuż plaży, wille,
biura turystyczne i nurkowe. Wszystko, bez czego wypoczynek jest
niemożliwy. Możliwa jest za to ucieczka w oceaniczną otchłań, gdzie na
nurków czekają psychodeliczne rafy, tęczowe ryby i morskie żółwie.
W pyle wulkanu
Przyroda na Lombok jest genialna. Właśnie ona gra tutaj pierwsze
skrzypce i ma ogromną wartość. Największą atrakcją wyspy jest dominujący
w jej krajobrazie Gunung Rinjani (3726 m npm), na który można wejść w
ramach dwudniowej wyprawy, choć trekking nie należy do najłatwiejszych.
Na niższych partiach masywu znajdują się uprawy ryżu, fasoli, kawy,
tytoniu, bawełny, cynamonu, kakao i wanilii. Wyżej swój dom mają dziki,
papugi kakadu, małpy czy jelenie. To święta góra Sasaków i zarazem
trzeci pod względem wysokości wulkan w Indonezji. A jak wiadomo, kraj
leży w tzw. Pierścieniu Ognia. Jest tu ponad 500 wulkanów z czego ponad
130 jest wciąż aktywnych. I choć bywają zdradzieckie, śmiertelnie groźne
i fascynujące, chętnych na wspinaczkę na nie brakuje. Również Rinjani
potrafi pokazać swój gniew. W ubiegłym roku podczas jego erupcji obłok
popiołu ze stożka sięgnął wysokości 2 km. Zagrożonych było wielu
turystów, którzy postanowili zobaczyć wulkan z bliska. Było groźnie,
jednak kiedy jest bezpiecznie, każdy może wejść na szczyt tego czynnego
wulkanu, by zajrzeć wprost do wnętrza Ziemi. Wrażenie jest wyjątkowe.
Nad kraterem stale burzą się kłęby pary, w powietrzu unosi się zapach
siarki, wokół gęstnieje mgła, a wulkaniczny pył osadza się na całym
ciele. Mieszkańcy wyspy przyzwyczaili się do zapachu siarki i popiołów
opadających z nieba.
Na Lombok są też atrakcje, których oglądanie nie zagraża życiu. We
wschodniej części wyspy znaleźć można park z oryginalnymi drzewami
mahoniowymi o rudawo-brązowym kolorze. To pamiątka po holenderskich
kolonistach, którzy 200 lat temu sadzili na Lombok "mahogany trees". Nie
mogli się spodziewać, że te rzadkie, tropikalne drzewa po latach
wyrosną na okazy mające więcej niż 50 metrowych i będą wykorzystywane do
produkcji ekskluzywnych mebli.
Kraina tysiąca świątyń, uśmiechniętych ludzi, niezapomnianych wschodów
słońca wyłaniających się z oceanicznych fal pozwala też rozkoszować się
jedzeniem. W odróżnieniu od Jawy, nie wszystko jest tu smażone w
głębokim tłuszczu, kuchnia wydaje się lżejsza i zdrowsza. Dużo tu
przeróżnych curry, ryb, owoców morza i warzyw. Menu w przydrożnych
restauracja nie jest zbyt bogate, ale jest tanie. Brakuje tu tylko
alkoholu, który można kupić w "lepszych" restauracjach.
TdL
0 comments: